piątek, 22 czerwca 2012

Everybody lies, lies, lies. It's the only truth sometimes.

Rozdział VIII


"Everybody lies, lies, lies.
It's the only truth sometimes."



Gorąca dłoń chłopaka gładzi moje nagie plecy. Przyjemny dreszcz przechodzi moje ciało. (Nie myślcie sobie, że między nami do czegoś doszło! Nie! On tylko obrysowuje kontury niewielkiego tatuażu, na dole kręgosłupa. Czerwona różyczka, jej kolor symbolizuje moją siłę i miłość, a przy kolczastej łodyżce znajduje sie napis 'alive'. Symbolizujący moją "nieśmiertelność" 
***
Doceniamy życie, dopiero kiedy się kończy. Żałujemy podjętych przez nas decyzji, pragniemy tego co nieosiągalne. Przykro mi, czasu nie cofniesz. Zanim przyzwyczaisz się do śmierci minie trochę czasu, ale nie zapominaj, że dostałeś szansę, aby skosztować tego przysmaku. A teraz trzeba powiedzieć krótkie i bolesne 'Do widzenia' 
***
-Pasuje do Ciebie idealnie. Jest taki delikatny jak ty.-Posłał jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów. Wygodnie ułożyłam głowę na jego torsie. Owszem, zaangażowałam się w ten związek, czuję coś do niego, ale nie jestem pewna czy jest to prawdziwa miłość. Wiem, iż jest cząstką mnie, kawałkiem układanki w moim marnym życiu, ale czy można zakochać się po kilku dniach znajomości?  Zaryzykowałam, jestem szczęśliwa. 
-Zayn? 
-Mhm?- Uniosłam się na łokciach, spojrzałam w te cudowne, czekoladowe oczy. Śmieją się, a małe iskierki tańczą taniec szczęścia. Wszyscy kłamią, wiec czemu ja nie mogę? I tak zaraz mnie tu nie będzie. Poradzi z tym sobie, przecież, może mieć każdą, więc czemu ja? Ciągle upadam na dno, upadam i nie mogę się odbić. Więc po co mam próbować, skoro i tak spadnę...Myślałam, że moge latać, ale nie wiem dlaczego przegrywam. Myślałam, szczęście mnie odnalazło, ale teraz wiem, że modlitwy nie zdziałały. Nadal jestem kroplą w oceanie, która ginie pomiędzy innymi, lepszymi. 
-Obiecaj, będziesz obok mnie do końca.- Niczego nieświadomy, z uwodzicielskim uśmiechem kiwa głową i odgarnia moje złote pukle włosów, które opadają na policzek. Nagle w zagłębieniu za uchem czuję, jego miękkie, wilgotne wargi. Jestem w niebie, z rozkoszy przymknęłam powieki, spod których wypłynęła jedna, krystaliczna łza.


"I don't wanna waste the weekend,
If you don't love me, pretend
A few more hours, then it's time to go."



-Malik, zostaw nas samych.-Sielankę przerwali 'rodzice' i Shane. Wiedzą. Podciągnęłam nogi pod siebie, i na kolanach ułożyłam głowę. Nie panikuję, wszyscy mamy jedno życie do przeżycia, jedną miłość do oddania, i tylko jedno serce do złamania. Spojrzałam po wszystkich twarzach, ludzi obecnych w moim pokoju. Wszystko jest takie obce. 
-Kochanie tak mi przykro. Obiecuję, że załatwimy Ci najlepszą klinikę i opiekę na całym świecie. Wyjdziesz z tego.- Chcą pomóc, myślą,że tego właśnie chce. Kolejnej szansy. Kolejnej potyczki. Kolejnego zawodu. Kolejnej porcji bólu. Pokręciłam przecząco głową. 
-Od 9 lat pragnę końca mojej egzystencji, jednak nie było mnie stać na popełnienie samobójstwa. W końcu Bóg mnie wysłuchał. Rodziny się by żyć, a żyjemy by umierać. Taka kolej rzeczy. 


Całe ciało chłopaka drży, zaciska mocno szczękę...raz...dwa...odwrócił się i uderzył pięścią w ścianę. 
-NIE! Pojedziesz tam, nie pozwolę Ci zranić moich przyjaciół. Znajdę klinikę, i pojadę tam z tobą.- Złapał się za głowę.- Nie powiem im. Ty to zrobisz, jak wszystko sobie ułożysz w głowie. 
-Shane...
-NIE! Zrobisz to co mówię.-Rodzice próbowali go uspokoić, ale on totalnie zaczął się rozsypywać. Zrobię to, zrobię to dla niego...
-Dobrze wiesz, że i tak umrę. Prawda? A ty będziesz to oglądał. Wypadające włosy, chwila nadziei, a potem to i tak nadejdzie. Zamknę oczy, odejdę.- Nie odpowiedział. Wyszedł bez słowa. 


__
Awww, dziekuję wam za wszystkie wejścia i komentarze! Za to, iż ze mną jesteście ;** Nowy rozdział...krótki, ale wydaje mi się, że nie jest zły :)) Trochę smutny ;p Czekam na wasze opinie ♥ 


PS. Przepraszam za błędy ;p 

niedziela, 10 czerwca 2012

sorry for party rocking

Rozdział VII
"sorry for party rocking"
Koniuszkami palców dotknęłam zawieszki, tak jakbym bała, że się poparzę. To wszystko dzieje się tak szybko, nie wiem co mam myśleć. Najlepiej nic, skarciłam się. Dziś zabawię się jak nigdy. Udowodnię, że nie jestem nudną szesnastką, z beznadziejnym życiorysem. Będę kimś, dziś się wybiję, poznam ludzi, dostosuję się. Przykleiłam do twarzy uśmiech, dobra mina do złej gry. Ruszyłam. Z dołu słychać pierwsze takty klubowej piosenki i rozmowy, dopiero co przybyłych gości. Mocno złapałam poręcz i ruszyłam przed siebie, ostrożnie stawiając każdy krok, aby nie zabić się na tych cholernych szpilkach. Z nerwów przygryzłam dolną wargę, nikogo z obecnych nie rozpoznaję. Same obce mi twarze, dusze...Powstrzymałam zbierające się w moich oczach łzy. Nie dziś, upadnę kiedy indziej, a teraz pozwolę ponieść się chwili. Niech ta noc skradnie moje serce.

Sięgnęłam po plastikowy kubek z cieczą, uniosłam go do ust aby poczuć smak piwa. Zakrztusiłam się, gorycz osiadła na języku. Jak ludzi mogą pić to świństwo. Zaczęłam się zastanawiać, jednak nie miałam zamiaru odstawić napoju na bok. Dotrzymam swojej obietnicy, choćbym cały jutrzejszy dzień miała przesiedzieć z głowa w kiblu. Zaczęłam wypatrywać któregoś z chłopców, moje towarzystwo zaczęło mnie nudzić. Postanowiłam zacząć swoje poszukiwania od kuchni, najprawdopodobniej to tam znajdę blondyna, który będzie przyssany do lodówki. Uśmiechnęłam się na tą myśl. Przeciśnięcie się przez ten "mały" tłum znajomych moich znajomych nie jest wcale takie proste. Nagle czyjaś ręka wylądowała na mojej pupie.
-Hej mała chcesz się zabawić?-usłyszałam tuż przy swoim uchu, zebrało mi się na wymioty.-Wyglądasz strasznie pociągająco w tej kusej sukieneczce-oblizał wargi, które po chwili wylądowały ma moich. Odepchnęłam go z całej siły, jednak on nawet nie drgną. Okej...raz, dwa i...już chciałam wbić mu paznokcie w tą jego okropną buźkę, ale w ostatniej chwili oderwał się ode mnie, a raczej ktoś go ode mnie odciągną.
-Nie mam ochoty robić tu sceny, ale jeśli jeszcze raz w ujrzę Cię w pobliżu tej damy, to twoja własna matka Cię nie pozna. Jasne? No to wypierdalaj z tego domu.-Wysyczał mój wybawiciel. Odwróciłam głowę w drugą stronę, a to co ujrzałam osłabiło mnie. Słyszę jak ktoś coś do mnie mówi, czuję czyjś dotyk, ale teraz liczy się tylko Niall i rudowłosa piękność składająca niewinne pocałunki na twarzy chłopaka. Co ja sobie myślałam? NO CO JA SOBIE MYŚLAŁAM?! Świat zaczął wirować, obraz zaczął zanikać...zostaję sama. Znowu.

Silny wiatr kołysze koronami drzew. Znajduję się w samym środku jednego wielkiego nic...Ani jednej żywej duszy, tylko ja i wielkie dęby. Uniosłam oczy ku niebu i ujrzałam czarnego jak smoła kruka, kieruje się w moją stronę, z każdą sekundą jest co raz bliżej a jego pióra zmieniają kolor na biały. Na wylot przeszywał mnie swoimi ślepiami. Wygląda jakby chciał coś powiedzieć, ostrzec mnie...Zrobiłam niewielki krok do przodu. Zaskrzeczał a ja upadłam na kolana. Zaczęłam się dusić, w ustach poczułam krew. Splunęłam, jednak jej było więcej i więcej...Ostrożnie podniosłam się z ziemi, opierając o pnie szłam w stronę światła pozostawiając za sobą czerwone ślady cieczy której co chwilę pozbywałam się, plując na nieskazitelnie czystą drogę.

Po co mieć nadzieję? Zaczynamy wierzyć w cuda, jesteśmy pewni, że wszystko się uda, a kiedy jesteśmy już tak blisko znika, wydawałoby się, że jest to na wyciągniecie ręki, jednak ciągle za daleko ciebie. Walczysz do utraty sił, lecz kiedy to tracisz upadasz na dno. Czujesz się pusto, jakby dusza opuściła twoje ciało, zostawiła na pożarcie pasożytom. I wtedy dociera do Ciebie jak bardzo się pomyliłeś, przestajesz wierzyć. Nie widzisz sensu bytu, chcesz odejść, ale Bóg istnieje i na siłę chce udowodnić Ci jak bardzo się mylisz, stara się pokazać, że wszystko ma jakiś cel, i w głębi duszy chcesz czegoś innego niż to na co masz nadzieję. Wiara czyni nas silniejszymi, strach to śmierć.

ZPZ;
-Wezwijcie pogotowie!-Jej drobnym ciałem wstrząsnął dreszcz, jeden, drugi i kolejny...Mocno przyciskam jej ciało do piersi, widziałem jak łzy płynęły po jej policzkach kiedy ujrzała nową parę.
Niall i Savannah. Ona go kocha, a on tak po prostu wiąże się z kimś, kto gówno o nim nie wie. Jestem pewny, że ten cholerny rudzielec jest z nim tylko dla sławy, ale nasz Irlandczyk jest zaślepiony, pewnie tak, przez cały czas odreagowywał stratę ukochanej. Miałem się nie pchać pomiędzy nich, ale sprawię iż Ronnie zobaczy czym jest miłość, zazna tego uczucia przy mnie. Wezmę ja pod swoje skrzydła. -Czy ktoś dzwoni po pomoc?!-Wszystko dzieje się tak szybko, Shane wyrywający mi z rąk dziewczynę, płaczący Horan, którego pociesza pani marchewka...I po tym jak minęła wieczność wpadli sanitariusze, zabrali ją do szpitala. Zimno przezywa moje kości, spodziewam się najgorszego...Ta chwila niepewności...Boże daj mi jakiś znak!
-Będzie dobrze -Hazza mocno się we mnie wtulił.-Wiem, że ją kochasz. Spraw aby uśmiech codziennie gościł na jej twarzy, nie spierdol tego.

ZPR;
Ze strachem wpatruję się w biały sufit, obok mnie pika niewielka maszyna a do klatki piersiowej mam przyczepione jakiś sprzęt...Wydarzenie z poprzedniej nocy uderzyły jak ogromna fala. Blondyn obejmujący rudą, ona przyciskająca swoje usta do jego...załkałam. Jak długo mam jeszcze cierpieć! Boże spraw abym odetchnęła choć na chwilę, udowodnij, iż mam dla kogo żyć, albo po prostu zabierz mnie z tego świata! Podobno możesz wszystko, więc chodź raz spełnij moją prośbę, nie pchałam się do tego świata, sam tego chciałeś, wiec przestań zadawać mi ból...
-Przejdzie mu, on też Cię kocha.-Powoli odwróciłam głowę w stronę z której dochodził dźwięk. Obok mojego łoża siedzi Mulat i palcami muska moją chudą dłoń.-Wystraszyłaś nas...najgorsze jest to, że lekarz nic nie chce nam powiedzieć. Upiera się, że ty pierwsza powinnaś się o tym dowiedzieć.-Nie pozwolił mi dojść do słowa, złożył szybki pocałunek na moim czole i wyszedł, abym mogła porozmawiać z panem w białym fartuchu...

Opanowana opuściłam szpitalną salę w poszukiwaniu pewnej z osoby. Zmieniłam niebieską obskurną  koszulę na dres który przywieźli mi chłopcy, zmyłam z twarzy cały makijaż a włosy związałam w koński ogon. Postanowiłam, że nie będę się zmieniać, do końca swych dni zostanę tym kim jestem. Odrobina szaleństwa nie jest zła, wszystkiego trzeba w życiu spróbować, ale nie tak szybko mam jeszcze czas na zmiany. Prawda?...Stoi plecami do mnie, dym z papierosa unosi się dookoła niego.
-Palenie zabija.-wyszeptałam i wyrwałam mu fajkę z palców. Chciał zaprotestować, ale zamknęłam jego pełne usta w niewinnym pocałunku.
'żyj chwilą bo tylko ona sprawia że jesteśmy szczęśliwi'
Jednym ruchem odsuną mnie od siebie. I spojrzał na mnie z troską, wiem, że mu się podobało, mi także. Przez tą chwilę zapomniałam o uczuciu jakim darzyłam Niallera...może jest ono fikcją? Zauważył, że bije się z myślami i szybko przyciągną mnie do siebie.
-Od początku chciałem to zrobić-powiedział w moje włosy. Zachichotałam.
-Zayn? Pamiętasz jak mówiłeś o tym tatuażu? Postanowiłam iż chcę taki.
__
Dziękuję wam za to, że jesteście. Dzięki waszym komentarzom nadal piszę to opowiadanie! Mam nadzieje, że rozdział się spodobał ;) do następnego xoxo 

sobota, 2 czerwca 2012

"Just stop for a minute and smile"

    Rozdział VI
"Just stop for a minute and smile"
ZPR;
Możliwe, że z moją głową jest źle, ale nienawidzę imprez. W sumie nie byłam na typowych domówkach. Dobra, nie byłam na żadnych imprezach, nie licząc urodzinowego przyjęcia dla dzieciaków w bidulu. Mam dziwne przeczucie, iż dziś coś się wydarzy i niekoniecznie będzie to coś dobrego. Alkohol jak nic weźmie górę, jestem więcej niż pewna, lecz raz się żyję. Odmówić nie mogę. Niestety.
***
-Uwierz mi, lepiej aby to on z nimi został. Chłopcy potrzebują kogoś odpowiedzialnego.-Wylądowałam w samochodzie z Zayn'em. Uparł się, że to on zabierze mnie na zakupy (już pewnie pomyśleliście o czymś niestosownym, nie jestem łatwa!) Zresztą co za różnica...Całą drogę do Londyńskiego centrum spędziliśmy w milczeniu. Troszkę mnie to zdziwiło, ponieważ z tego co zauważyłam Mulat zawsze dużo gada. Szczególnie do swojego lusterka. Odwróciłam się w stronę okna, lato wygasiło już swoje kolory, nastała jesień. Złote liście pokrywają ścieżki, są niczym dywan po którym stąpają ludzie. Mimo słońca wystającego z za chmur, jest dość chłodno. Zagryzłam wargę i cicho westchnęłam.
-Jesteśmy na miejscu-stwierdził i zgasił silnik. Moim oczom ukazało się ogromne centrum handlowe.
***
Po raz kolejny przyjrzałam się swojemu odbiciu. Muszę przyznać, wyglądam dość pociągająco, ale czuję się źle...jak dziwka. Pewnie przesadzam, ale nigdy się tak nie ubierałam. Czarna, sięgająca do połowy uda sukienka, przylega do mojego ciała. Gdyby nie to, że ma wykrojone całe plecy wzięłabym ją bez zastanowienia.
-Nie daj się dłużej prosić!-pisną Malik.-Wiesz co, powinnaś mieć tatuaż, dokładnie w tym miejscu-koniuszkami palców przejechał od góry na sam dół mojego kręgosłupa.-Może małą czerwoną różyczkę-zamyślił się i udał, że ją szkicuje. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Przez ten dotyk poczułam się...kochana. Oblałam się rumieńcem, muszę coś z tym zrobić, zdecydowanie za łatwo jest mnie zawstydzić. Zostawił mnie samą, abym mogła się przebrać. Niespodziewanie zrobiło mi się duszno, przed oczami widzę latające białe plamki. Oparłam się o chłodną ścianę przymierzalni. Oddech stał się płytki i szybki. Mrugnęłam kilka razy, jednak obraz nadal jest rozmazany. Nie chcę wywoływać paniki u chłopaka, ale jeszcze chwila i odlecę.
-Zayn- powiedziałam dość ochryple.-Zayn- powtórzyłam resztkami sił. Poczułam się śpiąca. Słyszę jak ktoś woła moje imię, ale już za późno. Ja jestem daleko od tego świata.
Silny wiatr kołysze koronami drzew. Znajduję się w samym środku jednego wielkiego nic...Ani jednej żywej duszy, tylko ja i wielkie dęby. Uniosłam oczy ku niebu i ujrzałam czarnego jak smoła kruka, kieruje się w moją stronę, z każdą sekundą jest co raz bliżej a jego pióra zmieniają kolor na biały. Na wylot przeszywał mnie swoimi ślepiami. Wygląda jakby chciał coś powiedzieć, ostrzec mnie...Zrobiłam niewielki krok do przodu. Zaskrzeczał a ja upadłam na kolana. Zaczęłam się dusić, w ustach poczułam krew. Splunęłam, jednak jej było więcej i więcej...Ostrożnie podniosłam się z ziemi, opierając się o pnie szłam w stronę światła pozostawiając za sobą czerwone ślady cieczy której co chwilę pozbywałam się, plując na nieskazitelnie czystą drogę.*
Słyszę czyjeś bicie serca, powieki moich oczu są jak kamienie, nie mam zamiaru ich otwierać. Jeszcze. Ktoś ostrożnie gładzi mnie po włosach, tak jakby mocniejszy dotyk miałby sprawić, że rozlecę się na miliony kawałeczków. Zakaszlałam, zawroty głowy nadal nie minęły, jednak powoli odzyskuję świadomość.
-Nigdy więcej mi tego nie rób. Byłem bliski płaczu kiedy ujrzałem Cię na podłodze...pół nagą.-Ostatnie słowa wypowiedział tak cicho, że musiałam dobrze się zastanowić czy przez przypadek sama ich nie wymyśliłam. Jednak kiedy zobaczyłam na ramionach męską bluzę, byłam pewna, że z moimi uszami wszystko w porządku. Do mich nozdrzy brutalnie wdarł się zapach jego perfum. Połączenie czegoś ostrego z kropelką niewinności. Mieszanka idealna.
-Nic mi nie jest, po prostu strasznie tu gorąco.-Skarcił mnie wzrokiem, poznał to malutkie kłamstwo.
-Po zakupach jedziemy do lekarza. Bez dyskusji.-Nie zaczynałam kłótni, i tak wiedziałam, że nie mam szans na wygraną.
***
Nie zostanę wróżką...ale byłam pewna! "Nadzieja matką głupich". Kiedyś w końcu to zapamiętam. Oznaczało to, iż musiałam biegać za nim po kolejnych sklepach. Nie zwracał uwagi na moje błagania, torturował mnie aż sam się nie zmęczył. Jest mi strasznie głupio. Wydał dziś na mnie sporo kasy, ponieważ kazał mi mierzyć rzeczy z najdroższych półek, ale widziałam jaką przyjemność sprawiają mu te zakupy...Nie chodzi o to, że jest zakupoholikiem, ale dawanie sprawia mu radość. Łatwo jest odczytać to z jego miny.

-Przestań, uśmiech na twojej twarzy to wystarczające podziękowanie.-Pokazałam mu rząd prościutkich ząbków. Muszę to przyznać, wyglądają jak perełki. Zebrałam się w sobie, aby ucałować jego policzek. Dziś zyskał moje zaufanie, jestem świadoma, że nie jest zły. Jest moim przyjacielem.

"Uptown girl, She's my uptown girl, You know I'm in love with an uptown girl"

Po długiej rozmowie przy truskawkowym shake'u i czekoladowym pączku, udało mi się go namówić aby przełożyć wizytę u lekarza na inny dzień. Robi mi się ciepło w duszy kiedy widzę jak się zamartwia, ale jestem pewna, że zasłabłam ze względu na stres spowodowany przeprowadzką, odnalezieniem Nialla, nowymi przyjaciółmi. Jestem w tym wszystkim zagubiona, nie wiem jak mam się zachowywać. Wszystko jest ponad moje siły.
-Veronica...-kiedy wjechaliśmy na podjazd wypowiedział moje imię. Spodobał mi się sposób w jaki to zrobił. Tak jakby widział we mnie równego sobie, nie nastoletnią dziewczynkę z głupimi problemami.-Nie chcę rzucać oskarżeniami, ponieważ Cię nie znam i mogę się mylić. Nie jestem nieomylny...-spojrzał mi głęboko w oczy.-Kiedy zemdlałaś byłaś tylko w bieliźnie.-spuściłam wzrok, do czego on zmierza? Może zaraz powie,że jak na szesnastolatkę była za mało seksowna. Przykro mi, ale w biedulu nie dają koronkowych kompletów.-Po prostu posłuchaj, zobaczyłem na twojej ręce blizny.-Wystraszyłam się, jak mogłam być tak głupia. Mierzyłam ubrania bez rękawów i nawet przez chwilę nie pomyślałam o nich. Ciota. No to ma o mnie cudowne zdanie. Zacisnęłam ze złości zęby. Sięgnęłam po klamkę aby uciec do pokoju i dalej użalać się nad sobą, ale czekoladowooki pokręcił przecząco głową i kontynuował swoja wypowiedź.-Nie uciekaj od problemów. Staw im czoła, pomogę Ci! Wszyscy to zrobimy, ale musisz nam na to pozwolić. To nie jest wyjście. Nie mów "To mi pomaga", bo tak nie jest.-Podwiną rękaw bluzy. Na jego ciemnej skórze lśnią kreski po odwiedzinach cioci żylety. Przygryzł wargę i mocno mnie przytulił.-Nie mogę nauczyć się z nimi żyć, teraz boli bardziej niż w tedy kiedy to robiłem. Brzydzę się tego. Obiecaj, że z tym skończysz.- Przytaknęłam i razem ruszyliśmy w stronę domu.
"Do­piero późną nocą, przy szczel­nie zasłoniętych ok­nach gry­ziemy z bólu ręce, umiera­my z miłości."
***
Cieszyłam się na tą imprezę, rozmowa w aucie dała mi wiele do myślenia. Muszę korzystać z życia. Zrobię tak, teraz się nie poddam. Zamknęłam pewien rozdział i doszłam do wniosku, że nie był to epilog tylko prolog. Jestem młoda, wiele przede mną. Nauczę się żyć, jak kochać i śnić.

Ostatnie poprawki. Czerwoną szminką maznęłam usta, same z siebie były jak wino, ale stwierdziłam, że tak będą wyglądać ponętniej. Powieki pokryłam niewielką warstwą stalowego cieniu, a rzęsy przejechałam kilka razy tuszem, aby stały się dłuższe. Blond loki opadały na moje gołe ramiona. Poddałam się i ubrałam zakupioną dziś sukienkę. Pogładziłam jej dół, co wygląda jakbym strzepywała niewidoczny pył. Brakowało mi tylko butów. Odwróciłam się w stronę szafy i sięgnęłam po większe pudełko. Podobno żyje się raz. Zdjęłam wieczko, aby wyjąć czerwone lakierki na 7 centymetrowej szpilce. I gotowe. Naukę chodzenia przerwało mi pukanie do drzwi mojego pokoju.
-Proszę.- W wejściu stał nie kto inny jak Zayn. Na mój widok szeroko się uśmiechną i mrugną w moją stronę.
-Wiedziałem, że to idealnie do Ciebie pasuje.-Dał mi sójkę w bok, wystawiłam mu język. Dobra miał race, ale nie musi się chwalić! Jednak po chwili spoważniał.-Chciałbym Ci coś dać.-Emm, ogłupiał? Dziś wykupił połowę sklepów i dla niego to nadal mało? Czym sobie zasłużyłam na takie prezenty.- Zamknij oczy.-Automatycznie zrobiłam to o co poprosił. A co jeśli to podstęp i chce dźgnąć mnie nożem?! Jednak po chwili poczułam coś chłodnego na szyi. Łańcuszek. Dotknęłam go ręką, do niego przyczepiona była zawieszka. Klucz, wygląda jakby można było otworzyć nim grota zamku. Górna część jest w kształcie serduszka na którym wygrawerowany jest tekst "Unbroken". Spojrzał na mnie ze smutkiem i opuścił pokój a ja nie mogłam ruszyć się z miejsca.

ZPN;

Czekałem na tą chwilę wieczność, moim przyjaciele poznają dziś kolejną tajemnicę. Mam nadzieję, że będą cieszyć się razem ze mną. Szczególnie Ronnie, moja mała Ronnie. Darzę ją tak silnym uczuciem, jest zdanie jest najważniejsze. Imprezę czas zacząć.
___
A wiec ten rozdział napisałam dość szybko, już w czwartek mogłam go dodać, ale stwierdziłam że nie ma sensu tak szybko. Jest dość długi, miałam pisać więcej, ale nie chciałam przesadzać :3 I teraz pytanie, czy wolicie Krótkie rozdziały, czy mniej wiecej takiej?

*Tekst pochylony koloru siwego to sen, który nie jest napisany od tak. Głębsze sedno.

Do następnego robaczki ;*